Kiko Longlasting Eyeshadow Stick 36 & 37 - cienie w sztyfcie



Niniejszy post zalega w moich szkicach od listopada :D Można by stwierdzić, że przez ten czas wystarczająco rzeczone sztyfty przetestowałam, więc przejdźmy do recenzji.

Mowa oczywiście o kremowych cieniach w sztyfcie Kiko Longlasting Eyeshadow Stick w kolorach 36 (róż opalizujący na złoto) oraz 37 (metaliczne bordo). Cena takiego sztyftu w Kiko to chyba około 29 zł, jednak Kiko sprawia dla mnie wrażenie jakby praktycznie cały rok mieli tam promocje :D W efekcie najczęściej widziałam tam te sztyfty za 20 czy nawet 15 zł. 

Największą zaletą tych cieni jest niewątpliwie imponująca trwałość. Jest o wiele lepsza niż w przypadku np. Maybelline Color Tattoo. Zdarzało mi się chodzić ze swatchem na dłoni nawet i całą dobę, o ile nie potraktowałam go płynem do demakijażu. Na oku także trzyma się w stanie idealnym aż do zmycia makijażu.


Jeśli chodzi o wspomniane dwa kolory, to w moje gusta bardzo trafiają, jednak oba nie należą do dyskretnych. 36 ma sporo błyszczących drobinek, no i jest różowy, co zdecydowanie nie czyni go kolorem, który większość by uznała za dzienny (nie ja - dla mnie nie ma podziału na strój czy makijaż dzienny i wieczorowy :P). 37 jest z kolei dość ciemny, ale stanowi świetną bazę pod kochane przeze mnie bordowe smokey (które również zdarza mi się robić na co dzień).

Są to na pewno świetne produkty, jednak mój problem polega na tym, że ogólnie nie za bardzo lubię używać kremowych cieni. Denerwuje mnie, jak nakładam je jako pierwsze, a potem próbuję zaaplikować jakiś matowy cień w załamaniu i w kąciku i zdarza się, że błyszczące drobinki znajdują się przez to w załamaniu (przy cieniach prasowanych najpierw rozcieram wszelkie maty, a potem nakładam błyszczące cienie na ruchomą powiekę). Z kolei sam kremowy, błyszczący cień, bez jakiegoś ciemniejszego akcentu w załamaniu wygląda u mnie tak meh. Po prostu osobiście chyba wolę tradycyjne cienie i tyle :)


Kiko Longlasting Eyeshadow Stick swatches: 36 (top) & 37 (bottom)
Przez moja kosmetyczkę przewinął się też kolor 28, którego nie polecam. Był to jasny kremowy mat z drobinkami, które migrowały po całej twarzy, a sam cień nie miał takiej trwałości jak pozostałe posiadane przeze mnie numerki i nieestetycznie zbierał się w załamaniach. Miałam również numerek 05, czyli jasny brąz połyskujący na liliowo i on formułą już bardziej przypominał 36, ale mam wrażenie, że miał w sobie więcej drobinek, którym również zdarzało się migrować, szczególnie jeśli zbyt wcześnie po nałożeniu go zaczynałam robić coś więcej na oku. Nie był bardzo zły, ale rzadko go używałam, więc poszedł w świat :)

Podsumowując, cienie w sztyfcie z Kiko są świetnej jakości i jeśli lubicie pracować z kremowymi produktami do oczu to na pewno warto je wypróbować :)


 facebookicon  bloglovinicon  tumblricon  googleplusicon  instagramicon lookbookicon

5 komentarzy:

  1. akurat cieni nie używam, więc ten produkt nie dla mnie ;)
    PorcelainDesire

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam jeden kolor z tej serii, ale nie do końca mi pasował kolorystycznie, gdyż mocno wpadal w szarość, ktora mi nie do końca odpowiadała. Poluje teraz na kolorek Rosy Brown, ktory jest absolutnie przepiękny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest piękny, ale ma dość spore drobiny, które lubią migrować przy aplikacji :P

      Usuń
  3. mam jedną kredkę i jest ok, czasami jednak denerwują mnie w niej drobinki :(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze! Będzie mi bardzo miło, jeśli mój blog spodobał się na tyle, żeby go obserwować :)

Thank you for all the comments! I am happy when you like my blog and follow me :)